Postkolejowa magia, czyli sobota w opuszczonej lokomotywowni.

 Luty, ale co z tego, skoro zapowiadają 9 stopni na plusie i słońce. Pogoda idealna. Wsiadam w auto, nawigacja pokazuje 21 km, bliziutko, chwilka i będę na miejscu. Parking pod samym obiektem, niby super. Wysiadam z auta i zderzenie z rzeczywistością, parszywa szarówka i nędznie wyglądający obiekt. No trudno, nie zawsze musi być pięknie. Jestem, pójdę, zobaczę, zrobię kilka zdjęć.
Wejście bezproblemowe, co zazwyczaj świadczy o zaawansowanym stopniu rujnacji obiektu. Myślę, szału nie będzie. Otwieram drzwi i oczom mym nie wierzę. 
Pięknie zachowana hala, pełna niesamowitych kolorów i urządzeń. Nie wierzę. Z zewnątrz wyglądający bardzo marnie obiekt, okazał się być magicznym światem dla mojej fotograficznej duszy.
Hala olbrzymia, fantastycznie wyposażona, wiele pomieszczeń bocznych i spory budynek administracyjny z piwnicą. 
Spędziłam tu wiele czasu i co dziwne, pewnie jeszcze wrócę, ponieważ miejsce mnie urzekło. Brakowało mi słońca wpadającego przez ogromne okna, ale po co są rewizyty.
To kolejny obiekt, który jest potwierdzeniem dla prawdziwości powiedzenia "Nie ocenia się książki po okładce".
Ja się w tym miejscu zakochałam. Mam nadzieję, że Wam się też spodoba.
Zapraszam do środka :)





























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Willa Zosinek - Milanówek

Cmentarzysko samochodów N.

Love kills, czyli tragiczna historia pewnej miłości - Warszawa